Piggypeg Keg to comiesięczna dawka kosmetycznych inspiracji. W tej serii recenzujemy produkty, które testowałyśmy przez ostatni czas. Pamiętaj, że to nasze subiektywne opinie. Jak najbardziej sugeruj się opisami, ale nie oczekuj, że kosmetyk sprawdzi się tak samo u Ciebie
Ania: skóra sucha, często odwodniona, wrażliwa, skłonna do przebarwień
Monika: skóra mieszana (latem w stronę tłustej, zimą w stronę suchej), wrażliwa z widocznymi naczynkami
1. Natural Instinct, Invigorating Facial Scrub
Ania: Kocham peelingi tak bardzo, że mogłabym je wykonywać codziennie (czego nie powinno się robić oczywiście!). Używam zarówno tych mechanicznych, jak i enzymatycznych. Stosuję je zamiennie – staram się obserwować potrzeby skóry i od zależnie od nich decyduję się na mocniejsze lub delikatniejsze złuszczanie. Mam co najmniej kilka peelingów do twarzy w swojej kolekcji, ale cały czas poluję na nowe – ten od Natural Instinct przywiozłam z Australii. Zaskoczyła mnie przede wszystkim jego cena (10$ = ok.20 zł). W stosunku do objętości jak i składu wydaje się śmiesznie niska. To bardzo bogaty kosmetyk. W składzie znajdziemy min. proszek z łupin orzecha włoskiego, olej z krokosza i olej sezamowy. Ale prawdziwymi gwiazdami są tutaj antyoksydanty – ekstrakt z jagód goji oraz z australijskiej śliwki kakadu, która jest uznawana za najcenniejsze naturalne źródło witaminy C.
Taka bomba składników odżywczych sprawia, że skóra po użyciu tego scrubu jest satynowo miękka i rozjaśniona. Drobinki porządnie złuszczają skórę, jednocześnie są na tyle delikatne, aby jej nie podrażnić. Peeling ma konsystencję mleczka/kremu, dobrze się rozprowadza – najpierw wykonuję porządny masaż, a potem zostawiam go na twarzy jako maseczkę, aby składniki aktywne miały szansę zadziałać 😉 Strasznie mi się marzy wypróbowanie także innych kosmetyków tej marki – żałuję, że nie kupiłam ich stacjonarnie, kiedy miałam okazję. Póki co dostawa do Europy obejmuje tylko takie kraje jak Niemcy, Holandia, Hiszpania, Francja czy UK – miejmy nadzieję, że pojawi się też w Polsce! Jeśli wiecie, gdzie można dostać Natural Instinct u nas lub z dostawą do PL, dajcie koniecznie znać.
2. Clochee, Odżywczy peeling cukrowy – Żurawina
Monika: Tutaj proszę Państwa mamy idealnego kandydata na czas jesienno-zimowy, ponieważ jest to peeling z kategorii „nie trzeba balsamu po”. Zostawia na skórze wyczuwalny film, który wystarczająco ją odżywia (super opcja dla tych bardziej leniwych). Ma gęstą, treściwą konsystencję z dobrze wyważoną proporcją bazy do składników złuszczających. Jest to peeling cukrowy, ale z dodatkiem nasion żurawiny, które nadają przy okazji bardzo przyjemny zapach. Niestety, przez to ten kosmetyk na dłuższą metę jest dla mnie nie do przejścia – cholernie brudzi kabinę prysznicową, ale to tak, że całą przyjemność masażu odbiera mi później sprzątanie po nim. Podsumowując: działanie super, ale polecam raczej tylko posiadaczom wanny. Póki co zostaję przy klasycznych peelingach cukrowych.
3. Organic Shop, Regenerująca maska do włosów – awokado i miód
Monika: Dawno w Kegu nie gościły kosmetyki do włosów. A to z tego powodu, że praktycznie cały czas używam tych samych produktów…? Głównie stosuję maski Garniera z serii Hair Food. Po prostu najlepiej się u mnie sprawdzają. Kandydatem do godnego zastępcy była właśnie maska od Organic Shop z awokado i miodem. Jest dostępna w naprawdę przystępnej cenie i udało mi się ją kupić stacjonarnie, bodajże w Lidlu.
Maska jest dosyć ciężka, ale dzięki temu dobrze dociąża włosy. W składzie znajdziemy między innymi olej kokosowy i olej awokado (emolienty), miód i glicerynę (humektanty) oraz proteiny pszeniczne – dzięki temu jest całkiem uniwersalna (równowaga PEH). Podobną mieszankę stosuję w mojej domowej masce, stąd byłam całkiem zadowolona z efektów. Przeszkadzał mi tylko trochę jej zapach – przyjemny, ale jak dla mnie zbyt intensywny. Nie mogę też nie wspomnieć o opakowaniu, które jest strasznie tandetne i absolutnie nie nadaje się do jakiegokolwiek transportu. Jedyna opcja to miejsce statyczne w łazience.
Wiem, że są jeszcze dostępne inne maski/odżywki z tej serii. Chętnie je wypróbuję, bo są dobra bazą w pielęgnacji, do tego wydajne i w przystępnej cenie. Polecam przetestować, jeśli odpowiada wam pod kątem składników 🙂
4. Schmidt’s Sensitive, Jasmine Tea – Dezodorant w sztyfcie
Ania: To nie pierwszy raz, kiedy dezodorant Schmidt’s ląduje w Kegowym zestawieniu. Jeśli siedzicie w temacie naturalnej pielęgnacji to zapewne wiecie, jak ciężko o skuteczne produkty tego typu z dobrym składem. Osobiście uważam, że Schmitdt’s to jedne z najlepszych dezodorantów na rynku. Podkreślam, że dezodorantów – nie antyperspirantów (to zupełnie inne kosmetyki o innej funkcji), a różnicę między nimi dokładniej wyjaśniłam tutaj. Nie ma więc co oczekiwać, że nie będziemy się po nim pocić wcale 😉 Nie problemów z potliwością i u mnie ten produkt sprawdzał się idealnie.
Stosowałam go głównie na co dzień do pracy, ale też na siłownię. W każdej sytuacji super sobie poradził – robił dokładnie to, czego od niego oczekiwałam, czyli maskował nieprzyjemny zapach. Nie jestem miłośniczką mocnych zapachów – ten jest delikatny, jaśminowy, kwiatowy. Bardzo też sobię cenię ten kosmetyk za jego kremowość. Nie powoduje podrażnień – jest to wersja bez sody. Mam wręcz wrażenie, że pielęgnuje skórę. No i fakt, sztyft to super wygodne rozwiązanie – u mnie (niestety) sprawdza się lepiej niż ta wersja w słoiczku. Nie zauważyłam też, aby ta wersja odbarwiała w jakikolwiek sposób ubrania.
5. Orientana, Peeling enzymatyczny Kali Musli
Monika: Zazwyczaj mam tak, że jak już znajdę swój ulubiony kosmetyk w danej kategorii to się go lojalnie trzymam. I tak też jest z peelingiem enzymatycznym. Jednak po 3 czy 4 tubkach Resibo z rzędu, postanowiłam przetestować coś nowego. Padło na Orientanę (z polecenia Czarszki).
Konsystencja i zapach peelingu przypomina mi całkiem ten od Sylveco, z tą różnica, że jest znacznie lżejszy. Nie zmywa się do zera – pozostawia delikatny film, jednak nie jest on ciężki i tłusty. Peeling nadaje się zarówno do delikatnego masażu, dzięki wyczuwalnym drobinkom, jak i do stosowania „klasycznego”, czyli w formie maski. Ja lubię łączyć te dwie opcje i mocniejsze złuszczanie wykonuję zazwyczaj w okolicy nosa i brody. Trzymam go dość krótko na twarzy (max 10 min), bo należy do tych silniejszych. Uważam, że jest godny uwagi, tym bardziej, że można go dostać stacjonarnie.
Czy ten peeling z orientany znajdę w hehe? ?
W hehe chyba nie, ale w Hebe tak 😉