Piggypeg Keg to comiesięczna dawka kosmetycznych inspiracji. W tej serii recenzujemy produkty, które testowałyśmy przez ostatni czas. Pamiętaj, że to nasze subiektywne opinie. Jak najbardziej sugeruj się opisami, ale nie oczekuj, że kosmetyk sprawdzi się tak samo u Ciebie
Ania: skóra sucha, często odwodniona, wrażliwa, skłonna do przebarwień
Monika: skóra mieszana (latem w stronę tłustej, zimą w stronę suchej), wrażliwa z widocznymi naczynkami
1, Hagi, Krem odżywczy z Gardenią i Rabarbarem
Ania: Po świetnym kremie Detoks od Hagi przyszła pora na wersję odżywczą! Jezusku, jaki ten krem jest wspaniały. Kocham go miłością absolutną, chyba nie przesadzę jeśli powiem, że to najlepszy krem jaki testowałam w tym roku. Stosowałam go zarówno na dzień jak i na noc. Super sprawdzał się pod filtr, jak i makijaż (minerały dobrze się go “trzymają”).
Na noc nałożony grubszą warstwą dobrze łagodził zaczerwienienia i zmiękczał skórę. Jego fenomenem jak dla mnie jest to, że chociaż ma mega odżywczy skład, to jednocześnie zachowuje swoją lekką konsystencję i nie obciąża skóry. Nie zostawia wyczuwalnego filmu jak wersja Detoks. Już na pierwszym miejscu w INCI widzimy hydrolat z róży damasceńskiej, a potem jest tylko lepiej – olej z awokado, swkalan, ekstrakt z zielonej herbaty. Składnik są naprawdę dobrze dobrane. U mnie krem wchłania się szybko, pozostawiając jedynie delikatnie wyczuwalny, aksamitny film. O tej porze roku sprawdza się super – mogę wręcz powiedzieć, że znalazłam swój krem idealny na ten jesienno-zimowy okres.
Monika: Chciałabym się zachwycać jak Ania, ale niestety ten krem tak dobrze mi się nie sprawdził. Był ok, ale nie zrobił efektu WOW. Nie podrażnił, nie pogorszył stanu cery, ale zdecydowanie za mało nawilżał. Liczyłam na to, że będzie cięższy (co najmniej jak Hagi Detoks). Mimo wszystko muszę przyznać, że zapach bardzo mi odpowiadał – różany, ale przełamany rabarbarem.
2. Alkemie, Trend Alert, Skin (re)synchronizer – krem regulujący rytm dobowy skóry
Monika: I tutaj mamy zdecydowanie efekt WOW. Ten krem miał być już w poprzednim Kegu, ale stwierdziłam, że zacznę kolejną tubę, żeby utwierdzić się w przekonaniu, że naprawdę tak fenomenalnie na mnie działa. No i słuchajcie – nic się nie zmieniło. Nadal krem od Alkemie sprawia, że moja skóra była naprawdę zadowolona.
Nie należę do osób, które łapią się na obietnice producenta. Musicie przyznać, że „regulacja rytmu dobowego” nie brzmi jakoś realnie. Moja pierwsza myśl była mniej więcej taka: „mhmm… i co jeszcze?”. Popatrzyłam w skład i zaczęło się robić ciekawie. Krem miał moją uwagę. Po kilku tygodniach stosowania zmieniłam zdanie, a z każdym kolejnym tylko utwierdzałam się w przekonaniu, że ten kosmetyk jest wyjątkowy. Nie pamiętam kiedy jakiś produkt działał tak dobrze na moją skórę. Być może jestem idealną kandydatką – niewsypaną z zaburzonym rytmem dobowym i dlatego widać taki efekt. Jestem w stanie w to uwierzyć 🙂 W składzie kremu znajdziemy B-CIRCADIN™ – flagową, „magiczną „substancję wspomagającą regulację procesów zachodzących w komórkach skóry, organiczny sok z kiwi, czy kompleks PENTAVITIN® (odpowiada za długotrwałe nawilżenie).
Krem pięknie wycisza i łagodzi u mnie zaczerwienienia. Jest lekki, ale niesamowicie wydajny. Stosuję go rano (pod filtr) i/lub na noc. Zależy czego akurat potrzebuje moja skóra. Bardzo dobrze współgra z serum, jak i daję radę solo. Ma bardzo delikatny, prawie niewyczuwalny zapach, co uważam za duży plus. Po aplikacji sprawia, ze skóra od razu gładka, odżywiona i naprawdę miękka. Ciężko będzie mi znaleźć jego następce (chyba, że o cięższej formule). Obok kremu Malina od Mokosha, ten uznaję za swojego ogromnego ulubieńca. W ogóle jestem zdania, że seria Alkemie Trend Alert, to niesamowicie udana linia kosmetyków. Jeśli szukacie czegoś łagodząco-nawilżającego, ale nie obciążającego skóry to mega polecam spróbować Skin (re)synchronizer. Poczytajcie też o jego składnikach i wykorzystanych technologiach – ciekawa sprawa 🙂
3. Soraya Plante, Roślinna pianka myjąca do twarzy
Ania: Mega mnie cieszy, że coraz więcej marek wprowadza swoje linie kosmetyków naturalnych. W Soraya Plante można znaleźć kilka perełek i u mnie na pierwszy ogień poszła pianka do mycia twarzy! Ogólnie wszelkie kosmetyki myjące schodzą u mnie bardzo szybko, nigdy ich sobie nie żałuję 🙂 Za niecałe 20 zł otrzymujemy całkiem przyzwoitą piankę. Niestety, tylko przyzwoitą. Moja cera jest bardzo wrażliwa (w kierunku suchej), ten produkt raczej sprawdzi się u osób z skórą przetłuszczającą się. Dla mnie ta pianka jest po prostu “za mocna”. Bardzo ściągała mi skórę, mimo łagodnych substancji myjących w składzie. Moim zdaniem też zdecydowanie za mocno pachnie. Jest super wydajna i tworzy gęstą, aksamitną pianę, dlatego warto dać jej szansę. Jeżeli szukacie czegoś mocniej oczyszczającego, to warto ją sprawdzić. Niestety nie jest to produkt dla mnie.
4. Fridge by yDE, Peeling do twarzy Orange 1.8
Monika: Peelingi w okresie jesienno-zimowym schodzą u mnie w mega szybkim tempie. Stosuję je 2, a czasem nawet 3 razy w tygodniu. Wynika to z faktu, że forumuły, które stosuje przy niższych temperaturach są znacznie cięższe i szybko mogą przyczynić się do powstawania zaskórników, jeśli nie będę pamiętać o odpowiednim oczyszczaniu (dokładnym, nie mocnym).
Nie sięgnęłabym raczej po ten peeling, gdyby nie rekomendacja Czarszki, która powiedziała: „będzie pani zadowolona”. I jestem. Zazwyczaj wybieram peelingi enzymatyczne, ale od czasu do czasu skuszę się klasyki z drobinkami. Propozycja od Fridge bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Formuła jest bardzo kremowa, wręcz aksamitna, z małymi drobinkami (które nie drapią). Peeling dobrze się zmywa, ma przyjemny cytrusowy zapach i pozostawia skórę naprawdę miękką. Jestem z niego naprawdę zadowolona, bo jest delikatny jak na peeling mechaniczny, ale jednocześnie skuteczny.
5. Phlov, FLOWER YOURSELF – odmładzające serum kwiatowe
Monika: Nie ukrywam, że podchodziłam do tego produktu z dystansem. Głównie przez hype jaki powstał wokół całej marki. To serum wpadło w moje ręce po premierze Phlov. Akurat miałam odpalać jakiś kosmetyk z witaminą C, więc idealnie się złożyło. Zaczęłam testy i stwierdziłam, że tym razem postawię na intensywną kurację. Będę stosować je codziennie, po 2 tygodniach co drugi dzień, a po kolejnych 2 – co kilka dni. Liczyłam na większe odżywienie, wyrównanie kolorytu i złagodzenie zaczerwienień. I powiem Wam, ze efekty naprawdę mnie zaskoczyły.
Po dobrych kilku tygodniach stosowania (głównie z kremem Alkemie Skin (re)synchronizer), zauważyłam, że skóra jest o wiele bardziej sprężysta. Dodatkowo, pojawiło się charakterystyczne, naturalne glow – to znak, że nawilżenie i odżywienie jest na optymalnym poziomie. Serum zostało nazwane „antystresowym” i ma wspierać naturalne funkcje obronne skóry. Zauważyłam, że mniej się czerwienie, a podrażnienia znacznie rzadziej się pojawiają. To co naprawdę mnie zaskoczyło to konsystencja serum – bardzo lekka jak na olejek, wręcz sucha. Koniecznie trzeba aplikować je na wilgotną skórę. Inaczej będzie ciężko rozprowadzić kosmetyk.
W składzie znajdziemy skwalan, olejek z róży damasceńskiej, czy ekstrakt z lawendy i czarnego bzu. Oprócz tego mamy jeszcze jedną z lepszych form witaminy C – Ascorbyl Tetraisopalmitate. Na wyróżnienie zasługuje też zapach – niebanalny, kwiatowy, ale nie mdły. Muszę przyznać, że serum jest niesamowicie wydajne. Po kilkunastu już w sumie tygodniach jestem dopiero za połową flakonu, a i zdarzało mi się korzystać z olejku do włosów na wyjazdach. Moim zdaniem warto wypróbować serum od Phlov, szczególnie jeśli nie lubicie ciężkich serum olejowych. Ja jestem bardzo zadowolona i tym samym spoglądam ochoczo w stronę innych produktów tej marki.
Jakich używacie filtrów ochronnych?
Be the Sky Girl, Madara, Asoa, Whamisa 🙂