Piggypeg Keg to comiesięczna dawka kosmetycznych inspiracji. W tej serii recenzujemy produkty, które testowałyśmy przez ostatni czas. Pamiętaj, że to nasze subiektywne opinie. Jak najbardziej sugeruj się opisami, ale nie oczekuj, że kosmetyk sprawdzi się tak samo u Ciebie
Ania: skóra sucha, często odwodniona, wrażliwa, skłonna do przebarwień
Monika: skóra mieszana (latem w stronę tłustej, zimą w stronę suchej), wrażliwa z widocznymi naczynkami
1. IOSSI, Acerola Esencja z kwasami AHA, kwasem hialuronowym i niacynamidem
Ania: Do tej esencji podchodziłam niepewnie – z jednej strony składowo mnie totalnie zachwyciła, a z drugiej bałam się, że codzienne stosowanie produktu złuszczającego okaże się nie za dobre dla mojej skóry. I faktycznie – przy codziennym stosowaniu to naturalne kwasy AHA + niacynamid to trochę za dużo. Ale że nie skreślam nigdy produktów od razu, to postanowiłam poszukać złotego środka. Przy stosowaniu raz na kilka dni skóra reagowała już dużo lepiej.
Tę esencję stosowałam bardziej jako booster/serum niż samodzielny produkt. Stosowana jako tonik nieprzyjemnie ściągała mi skórę – idealnie za to sprawdzała się pod krem na dzień jako dawka antyoksydantów. Ciężko mi ocenić ten kosmetyk samodzielnie jako, że w tym samym czasie stosowałam jeszcze jeden kosmetyk złuszczający, ale traktuję tego typu produkty właśnie jako boost substancji odżywczych i liczę, że stosowanie ich odpłaci mi się za parę lat 🙂 Na pewno pięknie pachniał i dobrze wyrównywał koloryt skóry. Dlatego zapewne wrócę do tej esencji, bo ma świetny skład i myślę, że można ją nazwać kosmetykiem specjalistycznym. Na pewno spodoba się też fankom koreańskiej pielęgnacji, bo dobrze wpisuje się w ten trend i konceptem i składem.
Monika:
Esencji od IOSSI byłam bardzo ciekawa, bo w sumie bardzo rzadko decyduje się na kosmetyki z kwasami, a ten wydawał się całkiem delikatny. Stosowałam esencję po toniku, przed kremem codziennie – jako intensywna kuracja. Nie łączyłam jej z żadnymi innymi produktami, które miały w składzie kwasy lub silniejsze substancje aktywne (np. witamina C, niacynamid). Nie ściągała skóry, dawała uczucie komfortu i dobrze przygotowywała skórę do dalszych zabiegów. Całkiem dobrze też nawilżała.
Okazało się, że codzienne stosowanie to dla mnie zdecydowanie za dużo. Po pewnym czasie zaobserwowałam łuszczenie się skóry – szczególnie w okolicach nosa i brody. Zaczęłam stosować esencję 1 w tygodniu. Było lepiej, ale nadal łuszczenie występowało. Nie do końca wiedziałam na jaki efekt mam liczyć. Nie jest to chyba kosmetyk dla mnie. Raczej unikam kosmetyków z kwasami. Decyduje się na nie jedynie w gabinecie lub ewentualnie w peelingach enzymatycznych. Raczej nie wrócę do tej esencji, bo nie widzę dla niej miejsca w mojej pielęgnacji.
2. Ministerstwo Dobrego Mydła, Serum Róża Malina
Monika: Od czasu premiery, to serum było na mojej wish liście. A po listopadowych Ekocudach w końcu trafiło w moje ręce. Byłam bardzo zadowolona z tego zakupu, bo skład idealnie wpisywał się w aktualne potrzeby mojej skóry – potrzebowała odżywienia (mnóstwo cennych olejów), ale też wyrównania kolorytu i redukcji drobnych przebarwień (witamina C i witamina A).
Po pierwszym użyciu byłam zachwycona tym, jak pachnie. Trzeba przyznać, że Ministerstwo z ogromną starannością dobiera nuty zapachowe do swoich kosmetyków. Bardzo chciałam, żeby działanie serum spodobało mi się równie mocno. Niestety, moja skóra odmówiła z nim współpracy.
Najwidoczniej połączenie tak dużej ilości substancji aktywnych to było dla niej zdecydowanie za dużo. Nie ważne, w jakiej konfiguracji stosowałam serum – na żel hialuronowy czy pod krem, zawsze następnego dnia po aplikacji skóra była lekko zaogniona. Efekt był u mnie zupełnie odwrotny. Nie używałam serum codziennie a maksymalnie 2-3 razy w tygodniu.
Mimo to, niepożądany efekt dalej występował. Pod odstawieniu serum problem zniknął. Po retinol będę sięgać ostrożnie (jeśli już to raczej w wersji solo niż z innymi substancjami aktywnymi). Wracam do samej witaminy C, a serum powędruje do mojej mamy. Mam nadzieję, że lepiej jej posłuży. Bardzo żałuję, że u mnie się nie sprawdziło, bo skład jak i zapach ma 10/10.
3. Nacomi Glow Serum z witaminą C
Ania: Z końcówką zimy mocno postawiłam na zadbanie o koloryt skóry (jak widać po kosmetykach z tego miesiąca). Zachciało mi się bardzo dobrego serum zantyoksydantami, o lekkim działaniu złuszczającym. Kosmetyki z antyoksydantami to chyba moja największa słabość. Dawno nie miałam u siebie nic od Nacomi, a szklana butelka i ciekawy skład tego serum totalnie mnie kupiły (ciekawy, ale trzeba uważać – mamy tu sporo kwasów, które stosowane nieumiejętnie mogą zrobić krzywdę). Spodziewałam się olejku, a okazało się, że to serum wodne. Ma lekko żelową konsystencję, jest wydajne i przjemnie się je nakłada. Jak wszystkie produkty od Nacomi – pachnie dosyć mocno, ale na mój nos przyjemnie owocowo. Koniecznie trzeba nakładać go pod krem – stosowany samodzielnie mocno ściąga skórę. Ograniczyłam się do stosowania 2 razy w tygodniu przy intensywnej kuracji. Dlaczego? A bo w składzie mamy kwasy: glikolowy, mlekowy i jabłkowy oraz ekstrakty bogate w witaminę C i kwas hialuronowy. Generalnie skład jest naprawdę bogaty i pozytywnie mnie zaskoczył 🙂 Jednocześnie wiem, że taki produkt stosowany codziennie to dla mojej skóry za dużo (tym bardziej, że esencja IOSSI także ma działanie złuszczające). Jestem bardzo zadowolona z tego produktu, bo dostałam dokładnie to, na czym mi zależało. Koloryt był bardziej wyrównany (myślę, że to zasługa obu produktów), rzadziej pojawiają się wypryski, skóra jest bardziej oczyszczona i po prostu lepiej wygląda. Polecam wypróbować to serum, tym bardziej, że można je dostać w Hebe 🙂
4. Lirene Natura, Eco krem do rąk
Monika: Bardzo miłe zaskoczenie. Gęsty, aksamitny krem, który jednocześnie szybko się wchłania i na długo pozostawia warstwę ochronną na skórze. Ma przyjemny lawendowy zapach, chociaż jest on dosyć intensywny. Świetna propozycja na chłodniejsze dni. Jak dla mnie idealnie nadaje się do torebki lub na biurko w pracy. Duży plus też za dużą dostępność. Polecam spróbować, jeśli ten krem spełnia Wasze kryteria. Ja do niego raczej nie wrócę ze względu na moje postanowienie odnośnie wyboru marek z potwierdzonej listy cruelty-free. Staram się ostatnio zwracać na to większą uwagę, zaraz po składzie.
EDIT: Info od Was: Lirene jest na liście cruelty-free, także krem będzie gościł u mnie regularnie 🙂
A ja bez esencji Acerola nie wyobrażam już sobie życia. Mam 49 lat – może to jest powód 😉
W Róży – malinie przeszkadza mi zapach tej linii kosmetycznej. Gdyby nie to z kremem byłaby taka sama miłość jak z esencją.
Jaki krem nakładałyście pod serum z Nacomi? 🙂