Piggypeg Keg to comiesięczna dawka kosmetycznych inspiracji. W tej serii recenzujemy produkty, które testowałyśmy przez ostatni czas. Pamiętaj, że to nasze subiektywne opinie. Jak najbardziej sugeruj się opisami, ale nie oczekuj, że kosmetyk sprawdzi się tak samo u Ciebie 🙂
Ania: skóra sucha, często odwodniona, wrażliwa, skłonna do przebarwień
Monika: skóra mieszana (latem w stronę tłustej, zimą w stronę suchej), wrażliwa z widocznymi naczynkami
1. Miya Cosmetics, Nawilżający krem SPF 50+ mySPFcream
Ania: Kolejny letni KEG oznacza nic innego jak kolejny filtr – tym razem propozycja od MIYA i ich krem SPF 50. W odróżnieniu od wersji z SPF 30 (BB) w formule nie użyto pigmentu. U mnie niestety poskutkowało to bardzo widocznym bieleniem. Próbowałam różnych metod aplikacji, ale efekt zawsze był taki sam. Nawet przy mojej jasnej skórze nie wyglądało to za dobrze.
Jeśli chodzi o konsystencję, to faktycznie jest lekka, wręcz lejąca się. Mimo to, krem jest trochę tłusty, a moja skóra po jego aplikacji dosyć mocno się świeci. Dużo lepiej sprawdza mi się do ciała, właśnie z racji lekko natłuszczającej formuły. Totalnie bym go przyjęła w większej pojemności, bo na łydki, czy ramiona był w sam raz. Mogę ten filtr pochwalić za zapach – świeży, ale bardzo, bardzo delikatny, praktycznie niewyczuwalny na skórze.
Znacznie chętniej sięgam po BB od Miya, choć tutaj bardziej w roli makijażu, niż ochrony przeciwsłonecznej.
Monika: Bardzo liczyłam na ten filtr. Konsystencja była bardzo obiecująca, wydawała się być niezwykle lekka. Niestety okazało się, że krem po aplikacji zostawia wyczuwalny film, co potęguje świecenie się skóry. U mnie udało się je w miarę opanować peptydową galaretką, ale i tak glow było znacznie mocniejsze niż się spodziewałam. To, co również mnie zaskoczyło, to fakt, że na początku bieli (możecie zobaczyć jego aplikację na YouTubie). Filtr nie zdał też u mnie testu upału – dosłownie spływał mi z twarzy.
Jednak zauważyłam, że po aplikacji tego kremu skóra jest miękka i dobrze nawilżona. Podczas nakładania nie roluje się, a później nie pozostawia uczucia lepkości. Nie jest to mój numer jeden wśród kosmetyków z SPFem, ale jest szansa, że przetestuję go jeszcze przy niższych temperaturach. Może okazać się, że jego minusy zamienią się w plusy jesienią, czy zimą. Wtedy taka warstwa okluzyjna będzie jak najbardziej mile widziana 🙂
2. BEPANTHEN Sensiderm Daily Care, Prebiotykowy krem do codziennej pielęgnacji skóry wrażliwej
Monika: Nie ukrywam, że jakoś nigdy specjalnie nie interesowały mnie produkty tej marki. Pamiętam, że przy aktualizacji zestawienia kosmetyków z Rossmanna zauważyłam, że składy nieco się pozmieniały, a także przybyło kilka propozycji w ofercie. Pokazywałyśmy je nawet na Stories. Później odezwała się do nas marka Bepanthen, od której otrzymałyśmy paczkę PRową właśnie z tym kremem.
Byłam bardzo ciekawa jak się sprawdzi, bo zaczęłam go stosować jeszcze przy retinolu (wczesną wiosną). Razem z łagodzącym serum świetnie koił skórę. Później nie raz ratował moje ręce od przesuszeń po żelach dezynfekujących.
W tym roku akurat nie musiałam niwelować skutków poparzeń słonecznych, ale po całym dniu na słońcu, taki nawilżający kosmetyk był idealnym zakończeniem pielęgnacji – zarówno do twarzy, jak i do ciała.
To taki rodzaj balsamu, który warto mieć w swoich zapasach. Zawsze się przyda – na otarcia, podrażnienia, wysypki, czy nawet do smarowania świeżego tatuażu. Ma całkiem dużą pojemność (150 ml), więc również na wyjazdach może pełnić rolę kosmetyku wielofunkcyjnego. Ja na pewno sięgnę po niego ponownie.
Ania: Moje absolutne odkrycie tego roku! Szukałam czegoś kojącego i nawilżającego, bez zapachu, aby ograniczyć do minimum ryzyko niepożądanych reakcji. Ten produkt spełnia wszystkie moje potrzeby. Ma prosty skład, ale w punkt. Znajdziemy w nim panthenol, ceramidy, niacynamid, a także ekstrakt z rokitnika (stąd jego lekko żółtawa barwa).
Latem stosuję go na noc, na zmianę z bardziej „aktywnymi kreamami” (np. z bakuchiolem). Pięknie łagodzi wszelkie podrażnienia i zaczerwienienia. Dobrze nawilża i koi. Zostawia bardzo lekki film na skórze. Uwielbiam ten krem! Jest na tyle uniwersalny, że stosuję go także do ciała, na podrażnienia po goleniu, czy miejscowe przesuszenia. Moim zdaniem sprawdzi się do codziennego stosowania, jak i krem SOS. Dostaje ode mnie piątkę z plusem.
3. Resibo, Mastertouch Body Balm, Balsam rozświetlający do ciała
Ania: Nie mylcie tego produktu z samoopalaczem, czy kosmetykiem brązującym. To bardziej takie “rajstopy w kremie”, albo balsam wyrównujący koloryt. Działa na podobnej zasadzie jak krem BB do twarzy – wyrównuje koloryt i nadaje skórze blasku.
Balsam ma sporo złocistych drobinek i delikatny pigment, przez co skóra wygląda zdrowo i “promieniście”. Oprócz efektów wizualnych, na pochwałę zasługuje też działanie pielęgnacyjne. Muszę przyznać, że ten kosmetyk całkiem nieźle nawilża. Lubię stosować go szczególnie latem, na wieczór. Nie wszystkie zapachy Resibo przypadły mi do gustu, ale ten jest naprawdę przyjemny. Jedyny minus – balsam trzeba dosyć szybko rozprowadzić na skórze, inaczej może zostawiać smugi.
Ja korzystałam akurat z wersji najjaśniejszej (wiadomo), ale jak coś jest jeszcze jeden odcień, znacznie ciemniejszy. Mastertouch od Resibo naprawdę przypadł mi do gustu. Takie rozwiązanie jest przydatne na wszelkiego rodzaju eventy, czy po prostu w sytuacjach, kiedy macie ochotę na kilkugodzinną „opaleniznę”. Mi się przydał nie raz na weselu 🙂
Mam tłustą skórę o średniej jasności, na której wszystkie filtry tłuszczą, świecą się i bielą. Miya to święty Graal dla mnie, uwielbiam go i jestem bardzo zdzwiona czytając Wasze odczucia. Jakbyście pisały o innym produkcie. Zwłaszcza, że np filtr Plantea, który jest ciężki i tłusty i biały w rozprowadzaniu (to mija po ok 20 min i jego też lubię, ale jednak jest dużo mniej komfortowy w użyciu), dostał bardzo wysokie noty od Was. No cóż, pozostaje mi się dziwić i stosować 🙂