Nowości z kolorówki pojawiają się u nas najrzadziej w kosmetyczce. Dlaczego? Dlatego, że wszystkie minerały są niesamowicie wydajne! Jednak raz na jakiś czas wkradają się do nas nowe produkty, które po cichu sobie testujemy. Stonowane, klasyczne kolory zdecydowanie królują w naszym makijaż, bo w takich czujemy się najlepiej. Zobaczcie, co pojawiło się ostatnio w kolorówkowym zbiorze!
Chyba jeszcze nie było kosmetyku z Lily Lolo, z którego byłabym niezadowolona. Dlatego cały czas mam ochotę próbować czegoś nowego z ich oferty. Do tej pory miałam z Lily jeden róż – Burst Your Bubble. Piękny chłodnawy odcień, pasujący do praktycznie każdej karnacji. Mój zdecydowany ulubieniec! Jednak kilka miesięcy temu do mojej kolekcji dołączył kolejny – Life’s a peach (świetne są te nazwy). Niesamowicie świeży, brzoskwiniowy kolor, który od razu rozświetla cerę. Towarzyszył mi przez całe lato i na pewno szybko się z nim nie rozstanę. Bardzo dobrze napigmentowany, utrzymuje się na podkładzie mineralnym lub na kremie cały dzień. Jest cholernie wydajny i naprawdę nie mam pojęcia kiedy go skończę….
Bronzer, w porównaniu do tego z duo, o wiele bardziej przypadł mi do gustu. Nieco chłodniejszy odcień i lepsza pigmentacja sprawiła, że stawiam go na pierwszym miejscu. W połączeniu z różem tworzy duet idealny. Kiedyś nie miałam wielkiej potrzeby używania bronzera, teraz raczej jest obowiązkowym punktem w moim makijażu (to chyba przez Anię). Tym bardziej, kiedy nakładam go mega miękkim pędzelkiem Cala, który ostatnio zdetronizował Zoeva Cheer Sheek.
Praktycznie całe lato zamiast minerałów aplikowałam filtr z Clochee, który u mnie pełnił także funkcję kremu BB – pięknie wyrównywał koloryt. Teraz, kiedy temperatura spadła z chęcią wróciłam do podkładów. W końcu (!) skończyłam słoiczek Warm Peach od Lily Lolo i przyszedł czas na coś nowego. Pamiętam, że na samym początku z minerałami używałam już Ecolore. Byłam bardzo zadowolona z efektu, który dawał, ale nie do końca trafiłam w punkt z odcieniem.
Teraz ponownie postawiłam na Ecolore, jednak tym razem na odcień Warm 3 i to jest kolor idealny. Wydaje mi się, że marka nieco zmieniła i dopracowała formuły swoich podkładów, bo dają teraz jeszcze lepszy efekt. Krycie mają średnie, ale można je bardzo łatwo stopniować. Są bardzo drobno zmielone, przez co wyglądają niesamowicie naturalnie. Nie dają łaskiego matu, a naturalne glow zdrowej skóry. Nie ważne jakim pędzlem nakładam ten podkład, zawsze wygląda dobrze.
Pudrów używam bardzo sporadycznie, zazwyczaj kiedy wychodzę na imprezę lub mam jakieś ważne wydarzenie. Oczekuję od nich jedynie utrwalenia makijażu. Wykończeniowy puder od Ecolore sprawdza się dobrze i nie mam do niego żadnych zastrzeżeń. Skóra po jego aplikacji się nie świeci, ani nie jest zbyt matowa. Daje bardzo naturalny efekt. Kiedy go używam, aplikuję jedną warstwę podkładu mniej, ponieważ sam puder daje lekkie krycie (jest pół-transparentny).
Ecolore cienie do powiek – Frosted Lily i Hazelnut
Uwielbiam kolory tych cieni! Idealne odcienie w palecie nude. Przez to, że są to produkty sypkie, gwarantują niesamowitą wydajność. Są też dobrze napigmentowane (szczególnie brąz) i z bazą od Lily Lolo współpracują idealnie. Przedłuża ona trwałość i ułatwia ich aplikację. Nie używam jej na co dzień, jedynie wtedy kiedy wykonuję pełny makijaż oczu (zazwyczaj kończy się na tuszu do rzęs).
Bazę można też stosować samodzielnie. Ma fajne krycie i wyrównuje koloryt powieki. Żółtą bazę wykorzystuję też czasem jako korektor pod oczy. Dobrze maskuje cienie i tworzy bazę pod minerały. Oba kolory można też wymieszać, aby uzyskać stosowany odcień. Baza ma bardzo kremową konsystencję, najbardziej lubię nakładać ją palcami. Wtedy idealnie stapia się ze skórą.
Ta masacara była moim codziennym towarzyszem ostatnich miesięcy (niestety nadszedł już jej koniec). Zdecydowanie jeden z lepszych, naturalnych tuszy jakie używałam. Nie jest to mascara, który daje efekt wow, za to wydłuża i przyciemnia rzęsy, przez co jest dla mnie idealna na dzień. Do uzyskania spektakularnego efektu „czarnych firanek” raczej się nie nada. Ogromnym plusem jest to, że nigdy mi się nie obsypał, nie podrażnił mnie i bardzo dobrze się go aplikuje – nie skleja rzęs i nie tworzy grudek. Nie ma także intensywnego zapachu. Jeśli macie bardzo wrażliwe oczy i szukacie czegoś, co podkreśli naturalnie Wasze rzęsy to polecam spróbować właśnie tej mascary od Honeybee Gardens. Powiedziałabym, że to stopień wyżej w pogrubieniu i wydłużeniu od Lily Lolo.
U mnie hitem ostatnich miesięcy są kosmetyki Avril – róż i tusz do rzęs. Szukałam czegoś z naturalnym składem, mineralnego ale nie w tak wygórowanej cenie jak Lily Lolo na przykład (róż LL naprawdę jest wydajny, ale jednak te ~70zł to trochę za dużo jak dla mnie). Ceny oscylują około 30zł za kosmetyk, do tego niektóre mają nawet certyfikat ECOCERT, a składowo i jakościowo rewelacyjne!
Dziewczyny, może jakiś wpis o naturalnych kosmetykach na budżecie? Coraz więcej jest naturalnych marek, dużo osób odstrasza jednak cena (mam świadomość tego, że za dobre jakościowo składniki trzeba zapłacić, ale czasem kosmetyk nie jest wart aż tyle ile kosztuje). Pielęgnacja jeszcze okej, ale z kolorówką gorzej zdecydowanie znaleźć coś w dobrych cenach. Ode mnie właśnie w tej kwestii króluje Avril, PuroBio i Annabelle Minerals
Pozdrawiam Was cieplutko 🙂 Róża
Podpisuje się – kolorówka na budżecie, zwłaszcza jeżeli chodzi o tusze, kredki, produkty do brwi itp by się bardzo przydała. Bo o ile podkład łatwo znaleźć w lepszej cenie, to z resztą jest już gorzej :/
Będziemy mieć to na uwadze 🙂
Czy ten tusz jest lepszy od tuszu od Boho?
Też lubię tusz z Avril?
A polecicie coś z filtrem UV?
Ja nie rozumiem dlaczego kazdy chwali Roz Lily lolo. Kupilam ten sam i zero pigmentacji no i znikal po kilku godzinach. Nie wiem co jest grane. Jakis wadliwy roz chyba kupilam.