
Piggy Sztosy to umilacze danego roku. Wszystkie wyróżnione tutaj produkty są zdecydowanie wyjątkowe. To po prostu Sztosy. Oby u Was też sprawdziły się świetnie!

NIVEA, Pomadka do ust, pielęgnująca
Ja też się nie spodziewałam, ale ten klasyk po liftingu to jest definicja dobrej pomadki. Ma otulającą formułę, łagodny smak i pozostawia uczucie nawilżenia na długo. Za to nie ma oleju rycynowego, który często działa wysuszająco (przynajmniej u mnie). Do tego jest dostępna chyba wszędzie (nawet w Biedronce?) i ma niezłą cenę, bo około dyszki. Same plusy, zero minusów. Zużyłam wiele opakowań i na pewno na tym się nie skończy.

Ph. Doctor, SUNSET AR Krem do twarzy na dzień z filtrem SPF 50+
Według mnie to była premiera roku. Ciężko mnie już zaskoczyć w filtrowym segmencie, ale tutaj się to udało. Ten SPF ma wykończenie „moja skóra, ale lepsza”. Mimo że jest tu pigment, to jest on na tyle delikatny, żeby nie zrobił szpachli, ale jednocześnie wystarczający do zmniejszenia jakichkolwiek czerwoności. Jest też lekki, a jednocześnie komfortowy. Wykończenie określiłabym jako klasyczną satynę. W składzie jest też sporo składników łagodzących, więc skóra wrażliwa to z pewnością doceni. Sama aplikacja jest bezproblemowa, nie ma wyzwania z nałożeniem odpowiedniej porcji. Naprawdę dobrze się go nosi!

SayHi, Ujędrniające i rozjaśniające serum z witaminą C i peptydem
Mój absolutny faworyt w tej kategorii. To serum ma ultra lekką, jakby żelową konsystencję, która się nie lepi, a jednocześnie bardzo dobrze nawilża. Nie ma więc problemu, żeby je zmieścić w pielęgnacji. Do tego jest cholernie wydajne, wystarczy kropla, maks dwie na całą twarz. U mnie daje cudowne glow i naprawdę robi różnicę, jeśli chodzi o wszelkie zaczerwienienia – u mnie znacznie je niwelowało. To prawdziwy eliksir antyoksydacyjny! Moja poranna pielęgnacja lubi to.

Physiogel, Krem do twarzy, do skóry suchej i wrażliwej
Basic, ale za to jaki! Krem, który robi swoją robotę 12/10 – nawilża i wzmacnia barierę hydrolipidową. Pasuje do wszystkiego, dla mnie nie jest ani za lekki, ani za ciężki, a do tego to świetny kompan w podróży. Jest bezzapachowy i daje natychmiastowe ukojenie. Dzięki temu sprawdza się też świetnie przy kuracjach dermatologicznych (kwasy, retinol). Baaardzo się lubimy.
Kwas podchlorawy
Nie jest to jeden konkretny kosmetyk, ale dla mnie to jest sztos roku, ale też chyba i życia. Odkryłam moc działania tego cudownego składnika dzięki mgiełce Tower 28, po tym jak dostałam ją jako pamiątkę ze Sttanów, a później szukałam odpowiednika w Polsce (i tak trafiłam na Granuspet).
Oprócz klasycznego zastosowania na rany i otarcia, ten psik jest jak gaśnica na wszystkie przypały skórne, ale też dobrze się sprawdzi jako alternatywa dla klasycznego dezynfekatora. Wypędza podrażnienia, zmniejsza ryzyko pojawiania się prycholi, a bakteriom i wirusom mówi: you shall not pass!!! Kwas podchlorawy naturalnie występuje w naszym organizmie, więc nie „zdziera” wszystkiego z powierzchni skóry jak alkohol. Sprawdzi się też profilaktycznie po goleniu, jako wsparcie dla dezodorantu, po wszelkiego rodzaju aktywnościach, czy po wielu godzinach w zamkniętym pomieszczeniu, czy komunikacji wszelkiego rodzaju. Jesteśmy już BFF forever.

