Piggypeg Keg to comiesięczna dawka kosmetycznych inspiracji. W tej serii recenzujemy produkty, które testowałyśmy przez ostatni czas. Pamiętaj, że to nasze subiektywne opinie. Jak najbardziej sugeruj się opisami, ale nie oczekuj, że kosmetyk sprawdzi się tak samo u Ciebie
Ania: skóra sucha, często odwodniona, wrażliwa, skłonna do przebarwień
Monika: skóra mieszana (latem w stronę tłustej, zimą w stronę suchej), wrażliwa z widocznymi naczynkami
#ANIA
1. Chic Chiq, a la Rose, maseczka do twarzy
Maseczki ChicChiq po raz pierwszy wpadły mi w oko na Insatgramie. Inspirowane ajurwedą mieszanki od razu mnie zaintrygowały. Zdecydowałam się na wersję różaną dedykowaną cerze suchej. W składzie znajdziemy płatki róży damsaceńskiej (uwielbiam), olej jojoba oraz algi. Totalnie zauroczył mnie jej piękny, intensywnie fioletowy kolor.
Proszek dobrze miesza się z wodą i cudnie pachnie różami. Maseczka pozostawiona na skórze delikatnie zasycha, przez co można zrolować ją z twarzy (podobnie jak w przypadku masek typu peel off). Łatwość ściągania maski będzie zależeć od zastosowanych proporcji i jej gęstości. Przyznam, że ten proces nie zawsze był bezproblemowy. Jednak działanie rekompensuje tutaj małe niedogodności. Skóra po użyciu a la Rose jest widocznie gładsza, rozświetlona i miękka. Tak jak lubię 🙂 Jedyne co mi w niej przeszkadza to bambusowe opakowanie, które wygląda pięknie, ale okrutnie źle się ją zakręca i otwiera, przez proszek wchodzi w szczeliny wieczka. Chyba lepszym wyborem są saszetki. Niemniej jestem naprawdę zadowolona z tej maseczki i z chęcią wypróbuję inne wersje.
2. Antipodes, Hosanna Skin plumping serum
To serum trafiło do mnie przez Monię, która odkryła je w boxie od Naturisimo. Oddała mi Hosannę, po moich ciągłych zachwytach Madarą SOS, mówiąc „Będzie Pani zadowolona!”. Na początku stosowania moje odczucia były dosyć ambiwalentne – skóra faktycznie była ultra miękka i elastyczna, ale przeszkadzało mi uczucie ściągnięcia. Dopiero z czasem zauważyłam, jak bardzo moja cera nabrała blasku i jak poprawiło się jej nawilżenie. Aby uniknąć efektu ściągnięcia aplikowałam mniej serum lub nakładałam na nie cieniutką warstwę kremu. Bardzo, bardzo polubiłam Hosannę za jej lekką konsystencję i nieco orientalny, bardzo oryginalny zapach. Serum świetnie miesza się z też z maseczkami, często dodawałam ją do mieszanek jako taki nawilżający „boost” dla skóry. Substancjami aktywnymi powodującymi „plumping effect” są resweratrol o niezwykle silnym działaniu antyoksydacyjnym oraz ekstrakt z mamaku, o silnym działaniu nawilżającym.
Myślę, że to kosmetyk bardzo uniwersalny, który sprawdzi się przy większości typów cer. Samodzielnie może ściągać skórę (jak w moim przypadku), ale przy cerach tłustych i problematycznych warto sprawdzić.Dla skóry bardzo suchej zalecałabym już coś dodatkowego np. krem czy olejek. Miniaturka wystarczyła mi na naprawdę długo. Bardzo możliwe, że skuszę się na pełnowartościowe opakowanie 🙂
3. La Fare 1789 en Provence, Peeling Face Mask
Ten produkt od La Fare to właściwie „peelingująca maseczka”. Rolę „złuszczaczy” pełnią tu glinka, bentonit oraz olejek ze skórki cytrynowej, który ma właściwości keratolityczne. Nie jest to więc ani typowy peeling enzymatyczny, ani mechaniczny. Moim zdaniem to coś idealnego dla osób z bardzo wrażliwą, skłonną do podrażnień skórą – peeling nie ma drobinek, ale w trakcie masażu czuć spory dodatek glinki i bentonitu. To kosmetyk o gęstej, ale jednocześnie aksamitnej formule.
Równie dobrze może Wam służyć właśnie jako ultra delikatna, rozświetlająca maseczka. Dobrze się rozprowadza, a skóra po niej jest naprawdę miękka i promienna. Sam słoiczek wydawał się mi mały, przez co spodziewałam się, że szybko go wykończę – a tu niespodzianka. Peeling okazał się bardzo wydajny i spokojnie starczy na kilkanaście użyć. No i oczywiście ogromny plus za szklany słoiczek i metalową nakrętkę – jeżeli staracie się wybierać swoje kosmetyki less waste, to koniecznie dopiszcie ten peeling/maseczkę do listy 🙂
#MONIKA
1. Benton, Kojący żel-serum do twarzy Aloe Propolis Soothing Gel
Ten kosmetyk trafił do mnie tak naprawdę przypadkiem. Potrzebowałam czegoś na szybko, dostępnego stacjonarnie do łagodzenia podrażnień. W Hebe dorwałam właśnie żel Bentona i bardzo się cieszę, że tak się stało. Idealnie sprawdził się w swojej roli. W składzie oprócz aloesu (oczywiście) znajdziemy też propolis, ekstrakt z cytryny, ogórka, zielonej herbaty oraz betainę i alantoinę.
Żel jest dosyć gęsty i nie ściąga praktycznie skóry po aplikacji, tak jak inne żele, więc czasem stosowałam go nawet samodzielnie. Dobrze współgra tez z kremami i olejami. Nie mam mu absolutnie nic do zarzucenia. Dodaję go także do domowych maseczek. Na włosy zwyczajnie mi go szkoda, bo w tej roli sprawdzają mi się dużo tańsze odpowiedniki. Uważam, że warto go mieć w swojej kosmetyczce, szczególnie jeśli macie cerę problematyczną.
2. Senelle, Regeneracyjne serum olejowe Inspired by Winter
To serum znalazło się u mnie już pod koniec wakacji. Mimo, że jest dedykowane na zimę, zainteresował mnie w nim dobór olejów. Wydawały się idealne do wieczornej regeneracji skóry, która cały dzień była wystawiona na słońce. Szczególnie liczyłam tutaj na działanie oleju z rokitnika i ekstrakt z lawendy. Obawiałam się bardzo mocnego zapachu, który przeszkadzał mi w żelu tej marki, ale tutaj pozytywnie się zaskoczyłam – jest lekko słodki i bardzo przyjemny.
Po kilku tygodniach stosowania, niestety musiałam zrezygnować z tego serum. Pomimo bardzo fajnego składu, moja skóra nie za bardzo się z nim polubiła. Powędrowało więc do mojej mamy, która jest nim zachwycona i skrupulatnie używa go w swojej pielęgnacji. Moim zdaniem jest to bardzo dobry kosmetyk na noc dla cer suchych, dojrzałych, potrzebujących sporej dawki odżywienia. Z tej serii Senelle ma jeszcze olejek, więc chyba dam jej jeszcze szansę. Serum niestety muszę podziękować.
3. ASOA, Krem do twarzy Odżywcza Goja
Absolutnie hitowy krem. To już mój drugi słoiczek. Tym razem w wersji mini, bo jest mega wydajny. Idealny do cer wymagających. Sprawdza się na dzień (np. pod filtr), jak i na noc – solo, na serum, czy w połączeniu z olejem. Pięknie koi skórę, wygładza i pozostawia ją dobrze odżywioną. Bardzo dobrze radzi sobie ze stanami zapalnymi i zaczerwienieniami. Ma dosyć silny zapach, wyczuwalne są zdecydowanie nuty kwiatowe, ale nie jest duszący.
Skład jest bardzo bogaty. Warto też podkreślić, że na pierwszym miejscu znajdziemy hydrolat różany. Jest też hydrolat z kwiatów manuka – nie często spotykany w innych kosmetykach, do tego kwas hialuronowy, niacynamid, koenzym q10, esktrakt z borówki czarnej, wąkroty azjatyckiej i zielonej herbaty. Krem ma działanie antybakteryjne, ale też antyoksydacyjne, a dzięki zawartości wielu humektantów, nawilża skórę. Po prostu działa kompleksowo. Wchłania się praktycznie do matu, więc nie pozostawia tłustej warstwy. Odżywcza goja będzie idealna do cer tłustych, mieszanych, problematycznych, z przebarwieniami i naczynkowych. Przy skórze suchej i odwodnionej, będzie potrzebna dodatkowa warstwa, ponieważ krem daje lekkie uczucie ściągnięcia.
Uważam, że jest to jeden z lepszych kremów dostępnych na rynku i bardzo polecam Wam go spróbować. Jest dostępny w dwóch pojemnościach, także warto na start sprawdzić sobie miniaturkę. Ja na pewno będę do niego wracać, bo idealnie współgra z moimi potrzebami.
4. Couleur Caramel, Galaretka do demakijażu
Przyznam, że takiego kosmetyku do demakijażu jeszcze nie miałam. Galaretka – brzmi intrygująco. W rzeczywistości konsystencja przypomina bardziej bardzo gęsty olejek. Pod wpływem ciepła, staje się coraz bardziej aksamitny. Fenomenalnie radzi sobie z makijażem i co ciekawe nie rozmazuje go po całej twarzy tworząc efekt pandy, a momentalnie rozpuszcza. Nie szczypał mnie też w oczy, co jest nie lada osiągnięciem. Bardzo dobrze się zmywa, nie pozostawia tłustej warstwy. Ładnie pachnie słodkim migdałem.
Jestem naprawdę pozytywnie zaskoczona tym kosmetykiem. Jest też całkiem wydajny. Na całą twarz potrzebowałam mniej więcej ilości pokrywającej opuszek palca. Jeśli na co dzień wykonujecie mocniejszy makijaż, warto sprawdzić ten kosmetyk – powinien dać sobie radę nawet z najbardziej upartymi kosmetykami.
Cześć dziewczyny, cóż to za różowy masażer? Widzę go ostatnio pełno ale nie potrafię zlokalizować nazwy ?
Kwarcowy. Ten jest akurat z SoBio: https://sobio.com.pl/produkt/rose-quartz-roller-waleczek-do-masazu-twarzy-z-rozowego-kwarcu/
U mnie Mokosh Figa wygrała z Odżywczą Goją. Choć faktycznie, nie jest to zły krem:)
Ten żel z Bentona również bardzo lubię! Podobnie jak i resztę produktów tej marki.
Asoa u mnie się nie sprawdziło. Lekkie serum, które miało być idealne pod makijaż okazało się za tłuste nawet do dłoni. No, koszmarny tłuścioch. Entuzjazm do marki osłabł 🙂
Nie przekreślaj całej marki przez pryzmat jednego produktu 😉
A gdzie można dostać miniaturkę serum Antipodes?
Moja była w boxie od Naturisimo, nie wiem czy jest dostępna w stałej sprzedaży.
Hej. Mam pytanie o peeling. W jakiej kolejności używać? Najpierw demakijaż, potem peeling i mycie? Czy najpierw mycie, potem peeling? Używam od niedawna peelingu enzymatycznego od Sylveco – warstwa która po nim zostaje dla mnie jest nie do wytrzymania. Czy powinnam to zostawić, bo to jakaś super warstwa czy mogę to zmyć i nałożyć krem jaki lubię?
Zapraszam do posta o peelingach, tam masz wszystko opisane 🙂 https://piggypeg.pl/fakty-i-mity-o-peelingach/