Piggypeg Keg to comiesięczna dawka kosmetycznych inspiracji. W tej serii recenzujemy produkty, które testowałyśmy przez ostatni czas. Pamiętaj, że to nasze subiektywne opinie. Jak najbardziej sugeruj się opisami, ale nie oczekuj, że kosmetyk sprawdzi się tak samo u Ciebie
Ania: skóra sucha, często odwodniona, wrażliwa, skłonna do przebarwień
Monika: skóra mieszana (latem w stronę tłustej, zimą w stronę suchej), wrażliwa z widocznymi naczynkami
#ANIA
1. COSLYS, Dermosens Olejek myjący hipoalergiczny
Krótka piłka – to zdecydowanie jeden z lepszych kosmetyków pod prysznic, jakich używałam. Jego skład jest bardzo krótki – mamy tu olej z pestek winogron, olej słonecznikowy, olej z orzechów laskowych i emulgator. Prosty, ale skuteczny – dobrze myje i pozostawia skórę tak miłą w dotyku, że jakikolwiek balsam jest zbędny. Nie przesusza i nie podrażnia. Szczególnie poleciłabym go osobom z bardzo wrażliwą skórą. Jeżeli lubicie olejki pod prysznic to z tym zdecydowanie się polubicie! Ja jednak chciałam go pochwalić przede wszystkim za uniwersalność. Służył mi do demakijażu i do mycia pędzli – zmywał dosłownie wszystko, nawet najbardziej uparty tusz czy podkład. Świetnie sprawdził się także jako olejek do golenia. Dawał dobry poślizg, jednocześnie pielęgnując skórę. Efekt super gładkich nóg gwarantowany, serio! W stosunkowo niskiej cenie (często na promocji koło 36 zł w Bioekodrogerii) mamy ogromną butlę produktu o wszechstronnym zastosowaniu. To na pewno nie jest moja ostatnia butelka tego olejku.
2. Purite, Scrub’n’Cream
W tym KEGu trafiły mi się same kosmetyczne hity, ale ten scrub to zdecydowanie gwiazda zestawienia. Zdeklasował konkurencję i wszystkie inne moje peelingi do twarzy poszły w odstawkę. Tak, jest TAK dobry. Mega kremowy i bardzo wydajny, jak żaden inny wygładza skórę i nadaje jej zdrowego blasku. Nie pozostawia żadnej tłustej warstwy, jest bardzo lekki. Skóra staje się tak jedwabiście gładka i przyjemna w dotyku, że aż szkoda kłaść na nią jakikolwiek krem. Funkcję złuszczającą pełnią zmielone pestki moreli, a ich działanie wspomagają ekstrakty z kasztanowca, arniki górskiej, nagietka. Peeling pachnie marcepanowo, świątecznie. Czy jest ktoś kto nie lubi zapachu oleju z pestek śliwki? W składzie nie znajdziemy też wody, zamiast niej mamy hydrolat z kwiatów pomarańczy.
To produkt, który naprawdę porządnie złuszcza, jednocześnie pielęgnując skórę – zmniejsza zaczerwienienia, zmiękcza i łagodzi stany zapalne. To taki kosmetyk, z którego korzystasz przed wielki wyjściem, aby mieć efekt wow 🙂 Po wykonaniu masażu zazwyczaj zostawiam scrub na chwilę na twarzy jako maseczkę (w składzie znajdziemy glinkę). Moim zdaniem nadaje się do większości cer – chyba, że mamy cerę niezwykle podatną na zaczerwienienia, bardzo zaostrzony trądzik czy stany zapalne. Wtedy żaden peeling mechaniczny nie jest dla Was. Scrub’n’Cream pokochała także moja mama i siostra, a ich skóry są zupełnie różne – jedna dojrzała, druga bardzo wrażliwa z AZS. To po prostu absolutnie fantastyczny produkt i warto go sobie sprezentować chociażby pod choinkę 😉 U mnie w kolejce czeka już następny słoiczek!
3. ASOA, Krem-maseczka do twarzy Algi morskie
Powoli zaczynam się zastanawiać, czy ASOA robi jakiekolwiek przeciętne produkty, bo to co ta maseczka robi z moją twarzą to jest jakiś kosmos! Ma cudowną, piankową konsystencję przypominającą mus. Zazwyczaj maseczki ze spiruliną mają to do siebie, że nie pachną najlepiej. Jednak ASOA udało się skutecznie zabić zapach „morza” dzięki kompozycji zapachowej z kremu Goja. Maseczka genialnie się rozprowadza i jeszcze lepiej działa. Skóra jest przyjemnie napięta, rozjaśniona i gładka, czyli zapewnia mi wszystko to, czego oczekuję od maseczki. Trochę jak po dobrym SPA 🙂 Szczerze mówiąc byłam naprawdę zaskoczona efektem – szczególnie, że po nałożeniu produktu przez minutę/dwie delikatnie piekła mnie twarz i spodziewałam się reakcji alergicznej i buraka na twarzy. Na szczęście nic takiego się nie stało i skóra wyglądała po prostu fenomenalnie.
Niemniej pamiętajcie, że to nie jest produkt dla wszystkich. Maseczka jest naprawdę napakowana w substancje aktywne – silnie oczyszczające algi i kwas alfa liponowy – połączenie, które może u niektórych wywołać zaczerwienienie skóry (nie mylić z podrażnieniem!). Warto przed użyciem zrobić test za uchem lub upewnić się, że do końca dnia nie musimy nigdzie wychodzić z domu 😉 U mnie na szczęście nic takiego się nie działo i traktuję tą maseczkę jako taki produkt SOS, kiedy potrzebuję szybko sprawić, aby skóra szybko wyglądała dobrze. Szczególnie dobre efekty daje w połączeniu ze scrubem od Purite!
4. Svoje, Kąpiel Rozmaryn, Pomarańcza i Eukaliptus
Moja zdobycz z poznańskich Ekocudów, czyli sól/puder do kąpieli od Svoje. To właściwie produkt leczniczy, ze względu na zawarte w składzie olejki eteryczne z rozmarynu i eukaliptusa. Jeżeli jesteście przeziębieni, albo tak jak ja miewacie problemy z zatokami to taka garść pudru wsypana do kąpieli może Wam pomóc udrożnić górne drogi oddechowe. Zapach jest bardzo świeży, relaksujący, ziołowy – taki mi odpowiada, nie przepadam za sztucznymi, duszącymi zapachami kosmetyków. Olej ze słodkich migdałów również robi robotę i przyjemnie natłuszcza skórę w trakcie kąpieli (uwaga przy wychodzeniu z wanny). Tak się polubiłam z tym pudrem, że sypałam go dużo więcej niż zalecane 45g producenta i wykończyłam go do zera. Jeżeli tak jak ja jesteście fankami relaksujących kąpieli to ten produkt to zdecydowanie coś dla Was.
5. Resibo, Naturalny krem do rąk
Krem, który zapewnia mi wszystko, czego potrzebuję od tego typu produktów. Nienawidzę mieć bardzo tłustych rąk – ten produkt jest lekki i szybko się wchłania, ale pozostawia delikatną ochronną warstewkę. Pięknie pachnie i z przyjemnością używam go kilka razy w trakcie dnia. Zauważyłam, że odkąd regularnie kremuję ręce to ilość suchych skórek znacząco się zmniejszyła (a szczególnie zimą mam z tym ogromny problem). Mam też wrażenie, że skóra zrobiła się bardziej elastyczna. Chyba pierwszy raz tak szybko widzę efekty po kremie do rąk. Sama tubka jest bardzo poręczna i idealnie się mieści w kieszeni torebki. Moim zdaniem ogromnym plusem jest też jego cena, szczególnie przy tak wysokiej jakości. W składzie znajdziemy między innymi olej marula, masło Shea (na zimę najlepsze!), alantoinę, ekstrakt z białej lilii i olej z nasion pomidora. Bardzo pozytywnie zaskoczył mnie krem Resibo i automatycznie ląduje u mnie w ścisłej czołówce kremów do rąk 🙂
#MONIKA
1. Huangjisoo, Deep clean hipoalergiczna głęboko oczyszczająca pianka do mycia twarzy
To zupełnie nowa dla mnie, koreańska marka. Pokochałam ich pianki praktycznie od razu, szczególnie fioletową. Ma idealnie kremową konsystencję, jest niezwykle łagodna (mimo, że dosyć mocno oczyszcza) i nie pozostawia uczucia ściągnięcia. W porównaniu do żółtej wersji, ma znacznie łagodniejszy zapach – wyczuwalne są nuty lawendy. Wersja mini (30 ml) starczyła mi na naprawdę długo i sprawdziła się świetnie w podróży. To co wyróżnia pianki Huangjisoo to delikatna baza myjąca Apple Wash, która jest pozyskiwana z soku jabłkowego (Sodium Cocoyl Apple Amino Acids). Dodatkowo są niezwykle bogate w ekstrakty i nie zawierają sztucznych kompozycji zapachowych. Polecam przyjrzeć się całej marce, szczególnie fanom azjatyckich kosmetyków. Jeśli lubicie fioletową piankę z EcoLab ta od Huangjisoo na pewno Wam podpasuje!
2. 4 Szpaki, Dezodorant
Zauważyłam, że naturalne dezodoranty mają to do siebie, że skóra całkiem szybko się do nich przyzwyczaja. Dlatego, najczęściej mam otwarte dwa różne jednocześnie i nimi rotuję. Przez długi czas używałam wersji Miód Manuka od Dr Organic. Kiedy mi się skończył w ręce wpadł mi słoiczek od Szpaków. Muszę przyznać, że zdziwiłam się trochę, że tak dobrze się u mnie sprawuje. Do tego jest mega wydajny. Naprawdę – cholernie wydajny. Nie pozostawia plam i nie podrażnia, choć mam całkiem wrażliwą skórę. Jedyne do czego trzeba się przyzwyczaić to forma aplikacji. Dezodorant przeszedł test w różnych warunkach i jak na razie jeszcze mnie nie zawiódł. Jeśli szukacie wersji w kremie, a w dodatku w słoiczku to koniecznie sprawdźcie ten!
3. Ava, Maska enzymatyczna
Głównie stosuję peelingi enzymatyczne i jestem pewna, że wypróbowałam już większość tych dostępnych na rynku z dobrym składem. Propozycja od marki Ava jest mi już znana od dawna i zużyłam już spokojnie kilka tubek. Ale uwaga! Jest ona dostępna w dwóch wersjach. Ta w białym opakowaniu jest bez Phenoxyethanolu, różowa już ma go w składzie, także zwróćcie na to uwagę przed zakupem. To dość silny peeling, jak na peeling enzymatyczny. Mimo prostego składu, naprawdę daje „popalić”. W INCI znajdziemy glinkę z papainą, bromeliną, olejkiem pomarańczowym i cytrynowym. Nie uważam, aby była odpowiednia dla osób z bardzo wrażliwą cerą. Może być po prostu za mocna. Maska dosyć szybko zasycha i warto pamiętać, aby nie doprowadzać jej do całkowitego wyschnięcia, np. spryskując ją wodą termalną. Ja lubię ją stosować co jakiś czas, bo po użyciu, skóra rzeczywiście jest miękka i rozświetlona, ale przy regularnym stosowaniu wolę coś delikatniejszego.
Trochę poza tematem, ale… gdzie można kupić taki piękny kubek?! ?
Home and You 😉
Dziewczyny!
Czy widziałyście gdzieś stacjonarnie tę wersję maski z Avy? Zazwyczaj spotykam złotą tubkę, a ona ma chyba gorszy skład.
W dużych drogeriach już chyba tylko zostały te różowe, niestety.