Ostatnio na polskim rynku mamy prawdziwy wysyp książek i poradników na temat pielęgnacji skóry i ciała. Nie powiemy, że nas to nie cieszy! Jeżeli jeszcze nie widziałyście recenzji tych najpopularniejszych, to zapraszamy Was tutaj.
Z Waszego polecenia skusiłyśmy się na „Skóra – Azjatycka pielęgnacja po polsku” Barbary Kwiatkowskiej. Opis książki jest zachęcający – my same czekałyśmy na pozycję przedstawiającą azjatyckie reguły kosmetyczne w polskich realiach. Jeżeli czytałyście nasz post na ten temat to wiecie, że nie uważamy, aby ślepe stosowanie zasad koreańskiej pielęgnacji przez Polki było najlepszym pomysłem. Dlatego miałyśmy wobec tej książki ogromne oczekiwania! Sama autorka posiada doświadczenie godne podziwu – biotechnolog, zagraniczne praktyki i praca jako konsultant w BiochemiiUrody, czyli na stronie, którą lubimy i polecamy.
Już sam Wstęp mnie bardzo pozytywnie zaskoczył – poradnik zaczyna się od słów Czym kierować się przy wyborze kosmetyków do codziennej pielęgnacji. Autorka szybko rozprawia się z największymi mitami w tym temacie – to nie wiek, napis na opakowaniu, polecenie koleżanki czy marka decyduje o tym, który krem czy tonik będzie dla Was. Wyznacznikiem jest tylko i wyłącznie nasza skóra – cytując autorkę „naucz się jej słuchać, to ona jest Twoim najlepszym doradcą”. Same byśmy tego lepiej nie ujęły. Podoba nam się, że już na początku autorka deklaruje swoje stanowisko – to nie książka o kosmetykach, to książka o skórze i o tym, jak żyć z nią w zgodzie.
Pani Kwiatkowska wyraźnie podkreśla też, że sama zmiana pielęgnacji nie poprawi znacząco wyglądu cery. Problemy skórne mają bardzo złożone podłoże – od diety po stresujący tryb życia. Ważna jest też systematyka i konsekwencja. Jak widzicie mamy bardzo podobne poglądy i strasznie nas to cieszy!
ETAPY PIELĘGNACJI
Po wstępie przechodzimy do etapów pielęgnacji. Zaczynamy od tego najważniejszego – oczyszczania. Tutaj autorka tak jak i my promuje dwuetapowe oczyszczanie. Jeden akapit jest też w całości poświęcony mydłom i uwaga – syndety. Przyznam, że nigdy wcześniej nie słyszałam takiego określenia. Według definicji z książki syndet to „kostka detergentowa, która od strony chemicznej mydłem nie jest. Bardziej przypomina utwardzony żel myjący”.
My na takie syndety mówimy „produkty mydłopodobne”. Niestety nie do końca zgadzamy się ze stwierdzeniem, że mydło może zastąpić drugi krok w oczyszczaniu cery. Naszym zdaniem mydło nie nadaje się do codziennego mycia twarzy – tak silnie zasadowy produkt narusza barierę ochronną skóry i tonik może nie poradzić sobie z wyrównaniem pH. Trzeba też uważać na skład i wybierać prawdziwie naturalne mydła bazujące na zmydlonych frakcjach olejowych.
I tak gładko przechodzimy do kolejnego rozdziału, tym razem poświęconego właśnie tonizacji. Cięzko się czegoś przyczepić – to porządna dawka wiedzy nie tylko na temat toników, ale i hydrolatów. Mamy małe zastrzeżenie do stwierdzenia, że hydrolaty sprawdzą się nawet u wrażliwych, wymagających cer. Trzeba pamiętać, że w takiej wodzie kwiatowej znajdują się niewielkie ilości olejków eterycznych, które niestety mają wysoki potencjał uczuleniowy i nie są dla każdego. Plus za ciekawy przewodnik po najpopularniejszych hydrolatach.
Bardzo podoba mi się to zdrowe podejście do skóry – autorka cały czas podkreśla, że nie istnieje coś takiego jak uniwersalna, najlepsza i jedyna metoda pielęgnacji cery (tak jak było to przedstawione w Skin Coach – kto nie widział recenzji, niech zajrzy tutaj).
Nie mogłybyśmy się bardziej zgodzić. Ogromny plus należy się autorce za osobny rozdział poświęcony surowcom kosmetycznym! Często boimy się olejów i maseł, tymczasem są one niezwykle wartościowymi elementami w pielęgnacji. Autorka szybko rozprawia się z mitami – osoby o cerze tłustej nie powinny bać się kosmetyków o oleistej konsystencji. Wiele olejów może przecież regulować pracę gruczołów łojowych. Na końcu rozdziału znajdziemy ciekawy przewodnik po surowców z podziałem na typy cer.
„Nie bój się wychodzić poza ramy i stosować mniej typowe metody – w ten sposób możesz odnaleźć swój indywidualny sposób pielęgnacji, najlepszy właśnie dla Ciebie”.
FILARY PIELĘGNACJI
Następnie przechodzimy do najciekawszego moim zdaniem rozdziału o czterech filarach pielegnacji – witamina C, witamina A, Kwasy złuszczające i Ochrona przeciwsłoneczna. Na pewno wiecie, jak ważna jest dla nas ochrona przeciwsłoneczna (jeśli nie, to zerknijcie na nasz post tutaj ) i stosowanie produktów z antyoksydantami.
Osobny rozdział został poświęcony innym składnikom aktywnym, które również pełnią ważną rolę w pielęgnacji skóry. Są to między innymi peptydy, koenzym Q10, witamina E. Dużo jest też o metodzie layeringu, czyli nakładaniu kilku różnych kosmetyków. Nie zdawałam sobie sprawy, że ten sposób ma swoją nazwę 🙂
Każdy z filarów jest omawiany bardzo dokładnie z podziałem na formy każdej witamin, rodzaje kwasów i rodzaje filtrów – tak, aby każdy wybrał kosmetyk najbardziej odpowiedni do swoich potrzeb. To prawdziwy fundament wiedzy kosmetycznej! Jedyne co byśmy zmieniły w tym rozdziale to pierwszy filar – my zamieniłybyśmy jego nazwę na antyoksydacja. W naturze znajdziemy wiele antyoksydantów i istnieje mnóstwo produktów, które mogą nam takie serum z witaminą C zastąpić.
PODSUMOWANIE
Cała książka jest napisana przyjaznym dla czytelnika językiem – odnosi się wrażenie, że autorka jest naszą przyjaciółką, która opowiada nam o kosmetykach i pielęgnacji przy kawie. Jedyne co nam się nie spodobało to polecane na końcu każdego paragrafu kosmetyki – niestety nie wszystkie mają dobre składy i zastanawia nas, dlaczego akurat na nie padł wybór. Mylny może być też tytuł – jak dla nas epitet „azjatycka pielęgnacja” padł tu trochę na wyrost. To bardziej książka o zdrowym, wręcz holistycznym podejściu do skóry i nauce słuchania jej potrzeb. Warto przeczytać ją nawet jeśli macie już pojęcie o potrzebach skóry. To naprawdę bardzo uniwersalna lektura!
Bardzo przypadło nam do gustu obalenie mitów i stereotypów, w tym ze stwierdzeniem, że „Chemia to samo zło”. Producentom kosmetyków naturalnych często zarzuca się, że demonizują chemię. A to nieprawda! Jest pełno syntetycznych składników, które są dla skóry łagodne. Dobrym przykładem są chociażby niektóre emolienty. Autorka książki ma dokładnie takie podejście tej kwestii jak my – cenimy naturę, ale też osiągnięcia nowych technologii.
A czy Wy już po lekturze tej książki? Koniecznie podzielcie się wrażeniami w komentarzach!
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Bardzo przyjemna książka 🙂
Przeczytałam i będę wracała do tej książki. Podpisuję się pod waszą recenzją. Brawo dziewczyny.
Bardzo zachęcająca recenzja! Niechże mi ta książka prędko wpadnie w ręce!
Świetna recenzja książki, super dziewczyny. Bardzo przydatna, chyba sama przeczytam ją.
Bardzo dobra i konkretna wiedza. W porównianiu do Sekrety urody Koreanek. Elementarz pielęgnacji – Cho Charlotte, (która to książka jest zachwalana w Internecie,) to jak studia vs przedszkole.
Dzięki za ta recenzje, bardzo rzeczowo napisana. Dotarłam do niej przypadkiem bo pojawiła się właśnie trzecia książka Barbary Kwiatkowskiej i szukam w sieci czy warto ją kupić. Znacie może trzecią książkę? Zgodnie z opisem jest o problemach skory, a ja męczę się z moją nadwrażliwą skórą i szukam porad. Jest dość droga, więc zastanawiam się czy warto kupować, ale po takiej pozytywnej recenzji poprzedniej książki tej autorki chyba się zdecyduje;)
Mamy dwie, trzecia jest na liście. To naprawdę porządna dawka wiedzy 🙂